Słonie to punkt obowiązkowy dla każdego kto pierwszy raz wybiera się do Azji. Wokół hodowli słoni krąży wiele mitów. To bardzo inteligentne istoty, których środowisko naturalne zostało niemalże całkowicie zniszczone, musiały całkowicie zmienić swoje przystosowanie do życia. Ale po kolei…
Przede wszystkim należy wspomnieć, że na świecie żyją dwa gatunki słoni – afrykańskie i indyjskie. Te pierwsze są znacznie większe od tych drugich. Żyją w buszu, na wolności, nie wejdą w interakcję z człowiekiem. Te drugie są dużo łagodniejsze i jeśli urodziły się już w niewoli, naturalnie żyją w przyjaźni z człowiekiem. Ale czy nie lepiej byłoby je puścić wolno? Prosto do ich naturalnego środowiska?
Otóż nie. Chociażby dlatego, że ich naturalnego środowiska już nie ma. Przez kilkadziesiąt ostatnich lat, ogromne połacie dżungli w Tajlandii zmieniły się w małe parki narodowe pełne ludzi. Z prawie 80% zalesienia kraju do około 20-30%. Z populacji słoni liczącej niemal 100 000 osobników do niecałych 2 tysięcy. Sanktuaria słoni naprawdę im pomagają, wielokrotnie ratując je przed śmiercią. Zwierzęta w nich żyjące zostały odratowane lub odkupione z różnego rodzaju turystycznych farm, cyrków i innych miejsc, gdzie te stworzenia traktuje się przedmiotowo. Wyzwolone zwierzęta mają tutaj spokojne życie, pożywienie oraz dużo miłości. Zyski z turystyki w sanktuariach przeznaczane są właśnie na utrzymanie słoni, pielęgnacje, warunki bytowe czy wyżywienie farmerów, uprawiających okoliczne pola.
Wciąż istnieją barbarzyńskie miejsca
Oczywiście, w Tajlandii istnieje bardzo dużo ośrodków, w których te zwierzęta są krzywdzone, torturowane. Nie będę tu pokazywał ich zdjęć (przejeżdżaliśmy obok), bo widok jest potworny, a artykuł miał być utrzymany w przyjemnym tonie. Właśnie dlatego przed rezerwacją wycieczki należy dokładnie sprawdzić z jakiego rodzaju miejscem mamy do czynienia. Coraz więcej Tajów rozumie błędy przeszłości, a turystyczna popularyzacja miejsc, które dbają o zwierzęta, sprzyja procederowi ich ochrony. Ja wybrałem Elephant Jungle Sanctuary w Chiang Mai, polecone przez Born Globals. Pozytywnymi opiniami cieszy się również Elephant Nature Park. Bilety warto zarezerwować wcześniej, gdyż te „pozytywne miejsca” cieszą się największą popularnością.
Sanktuarium słoni znajduje się na mojej liście najlepszych atrakcji w Tajlandii. Zdecydowanie najciekawszy punkt podczas wizyty w Chiang Mai. Zdaję sobie sprawę, że jest to również atrakcja turystyczna, ale uważam, że skoro płacąc za nią, pomagamy tym słoniom, które bez tego cierpiałyby w cyrkach lub byłyby wykorzystywane jako transport towarów, to jest to cel słuszny.
Łezka w słoniowym oku
O 6 rano zostaliśmy odebrani z Jimmy and Jeng Homestay i przetransportowani pickupem na miejsce. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze parę z Kanady, Londynu oraz Brazylii. Początkowo rozmowa się nie kleiła, każdy był zaspany. A dodatkowo było zimno – tak, w Tajlandii też można tego doświadczyć. Poranki bywają dosyć chłodne. Lepiej było, gdy zajechaliśmy po drodze na kawę. Zarówno jeśli chodzi o ciepło, jak i rozmowę. 🙂
Na miejscu opowiedziano nam o ośrodku, poznaliśmy krótką historię każdego ze słoni oraz program dnia (to była całodniowa wycieczka). Dostaliśmy lnianą (oczywiście używany) narzutę w charakterystyczne wzory, która oznajmiała słoniom, że przybywamy w przyjaznym celu. Nie musiały się więc co chwilę przyzwyczajać do nowych osób. Bardzo praktyczne rozwiązanie. T-shirt miał kieszonkę, w której można było schować banany dla słoni. Były w cenie, bez limitu. Słonie ciężko przekarmić. Te potężne cielska zużywają mnóstwa energii do samego poruszania się – dlatego cały czas jedzą. Są w tym bardzo podobni do ludzi – wielu z nas najchętniej chciałoby tylko jeść i spać. Chętnie bym się do tego grona zaliczył. Ale musiałbym się pogodzić ze słoniowymi gabarytami…
Po tym co usłyszeliśmy o ich historii, jak były torturowane zanim trafiły tutaj… Gdy wreszcie mogliśmy podejść do słoni, stanąć przy nich, dotykać, robić zdjęcia, karmić… To są niezapomniane i wzruszające chwile, bo dosłownie przed chwilą dowiedziałem się ile one przeszły, a teraz z zaufaniem wyciągają trąbę na przywitanie, obśliniając nasze ręce w poszukiwaniu jedzenia. Niesamowicie dzielne i silne (pomimo swojej delikatności) zwierzęta. Gdy spojrzałem słonicy głęboko w jej brązowe oczy, widać było, że dużo przeszła i jest szczęśliwa, że teraz może żyć w spokojniejszym miejscu, w którym troszczy się o jej zdrowie fizyczne i psychiczne.
Błotna kąpiel!
Po karmieniu słoni w kilku obozach (Słonie są podzielone na mniejsze obozy, w których żyje po kilka słoni. Są one niejako przybieranymi rodzinami.) zeszliśmy z nimi do… błotnego jeziora. Po błotnej kąpieli, przemarsz ze zwierzętami do źródła rzeki, by obmyć się z błota. Obrzucaliśmy słonie błotem (ubrania nie doprały mi się do dziś, pomimo kilkukrotnego prania w wyższych niż zalecane temperaturach), a potem z nich je spłukiwaliśmy. To błoto w rzeczywistości oczyszcza delikatną skórę słoni. Potem można było obmyć się w lodowatej wodzie, a następnie przygotowano dla nas obiad w tajskim stylu. Być może to wszystko wieje dla Ciebie nudą, ale uwierz mi – to był jeden z najbardziej ekscytujących dni w Tajlandii. Z pewnością lepiej to widać na zdjęciach. 🙂
Bardzo cieszę się, że te zwierzęta, które byłyby skazane na śmierć, mogą odnaleźć w takich miejscach drugie życie. W głębi duszy siedzi gdzieś smutek i żal, bo wiadomo przecież, że lepiej byłoby im w naturalnym środowisku, a teraz nie mają możliwości tego doświadczyć. Jak na nasze realia opłata, którą uiściłem za słonie (około 280 zł) nie była jakoś szczególnie duża jak za cały dzień atrakcji. A myśl, że pomoże to słoniom w godnym życiu, którego kłusownicy oraz zmiany klimatyczne, je pozbawiły to ta kwota wydaje się jeszcze mniejsza.